Ewangelizacja a Internet – dwa problemy

Ewangelizacja rozwija się dziś w Internecie. Przejawia jednak pewną słabość, a mianowicie deficyt języka. Kolejną słabością jest spore rozproszenie, podczas gdy na przykład racjonaliści dość skutecznie skupili wokół portalu Racjonalista.pl i choć między sobą znacznie różnią się w myśleniu, to nie uznali tego za wystarczający powód, by podzielić się na grupki okopane w swoich małych twierdzach.

Ewangelizacja nie polega na przekonywaniu przekonanych ani uświadamianiu świadomych. W ogóle nawet nie powinna iść w kierunku uświadamiania lub przekonywania. Zważywszy na to, jakich ma adresatów, jej rolą jest rzeczowe i pokornie przedstawianie chrześcijaństwa i Jezusa. Pokora jest niezbędna, by w żaden sposób nie sugerować, że kogokolwiek chce się przeciągnąć na stronę chrześcijaństwa. Rzeczowość jest konieczna, by nie tworzyć atmosfery dogmatycznego bełkotu.

W powyższym akapicie naszkicowane są dwa problemy. Jeden niełatwo dostrzec, drugi trudno rozwiązać.

Problemem trudno dostrzegalnym jest to, że podstawowa nauczycielska misja kościołów dobiegła już końca. Dzisiaj zarówno umiejętność czytania, jak i dostęp do informacji są na tyle powszechne, że większość ludzi samodzielnie może dowiadywać się dokładnie o tym, o czym chce. A więc rozwija się coś w rodzaju targu poglądów, gdzie każdy może być sprzedawcą, a więc mówić co myśli, nikt natomiast nie musi niczego kupować, a więc akceptować prezentowanych opinii. Może to być nie w smak kościołom, z których każdy uważa, że ma rację, ale kościoły mogą albo przyjąć istniejące dzisiaj reguły gry, albo przegrać walkowerem.

Problemem niełatwym do rozwiązania jest język, a ściśle mówiąc to, że teiści i ateiści posługują się różnymi językami. W obu językach te same słowa znaczą co innego, natomiast te same znaczenia przypisuje się innym słowom. Jak dotąd nie udało się stworzyć języka, którym porozumiewać mogliby się jedni i drudzy, choć problem jest ważki. Bez wspólnego języka obie strony w najlepszym razie będą podchodzić do siebie nieufnie, w najgorszym – wcale się nie zrozumieją.

Na skutek nieadekwatnego nazewnictwa ateiście można odmawiać głębokiej duchowości, a osobę o miernej duchowości można określać jako głęboko wierzącą. W ogólności zaś nasza cywilizacja cieszyłaby się lepszym zdrowiem, gdybyśmy nie tratowali zjawisk o wysokiej inspiracji jako niskich, a zjawisk o niskiej inspiracji jako wysokich, cokolwiek to znaczy. Ale co to znaczy – o tym już w kolejnych tekstach.